Film co na białym płótnie się
rozlewa
z okna na piętrze spoglądam w
przestrzeń
jak kot co spłoszony boi się
zejść z drzewa
A przestrzeń tego lata
wyjątkowo cicha
ulica milczy jakby odejść
miała
sklep naprzeciwko jakby mniej
oddycha
kaszle melancholią co w kolejce
stała
Moje szczęście przechodzi
zamaszystym krokiem
z przewieszonym przez ramię zwykłym zadumaniem
Pies od łańcucha schował się
pod krzakiem
czeka aż przyjdę,wierszem go
nakarmię
Płyty chodnika pogrywają
marszem
obcasów metronom gubi tempo w
biegu
listonosz niesie wieści od
e-maili starsze
ktoś na nie czeka, ktoś się
nie chciał przemóc
Zdziwiona jarzębiną, co
czerwona wcześnie
kładę ciężką od tęsknot,
na parapet głowę
pooglądam jeszcze zanim w
niebyt pierzchnę
zanim wszystko minie pomaluję
słowem.