najpierw błysk ptaków a potem sznyt światła
i nie można czekać zbyt długo, wiem
trzeba rzucić wszystko, żeby dźwignąć siebie
idę więc boso po opierzonym niebie
depczę gwizd jaskółek rozsypanych jak piasek
nad głową mi wiruje jak w ogromnej wannie
firmament prostej trawy w doskonałości bławatków
słyszysz? siedem trąb żurawi jak zapowiedź raju
widzisz? na liściu się skroplił cały pejzaż łąki
odbity niczym w łyżce przytkniętej do nosa
a ty mówisz, że to mi przewróciło się w głowie