zawsze kiedy piszę list
do mojego ojca w Stanach
stawiam przed sobą lusterko
sądząc że nienawidzę kształtu
uszu i nosa które po nim mam
żalę się że mnie rozliczył
z dominujących chromosomów
goląc mi włosy przy samej skórze
i przywiązując sznurkiem
grzebień do lustra
że mnie zostawił dziewczynką w szafie
i nauczył rozróżniać dobro od zła
słuchając świstu pasa nad głową
wdychając opary szału z powietrza
patrząc na zbitą jak pies dumę matki
w lustrze widzę jego oczy
jak własne ale nie swoje wybory
tak bardzo nie mam słów na to
jak się w sobie składam i szeleszczę
zaklejam kopertę ile śliny w ustach