palili nasze domy jak stare wiśnie w sadach
strzelały wysoko w niebo pestki oczu lalek
ze skwierczącego miąższu opuszczonych łóżek
frunęło pierze poduszek niczym suche liście
wołałam: Jahwe, Jahwe! Uratuj choć kotka!
przyszła straszna burza ubrana na czarno
kotek ma na imię Mruczuś, boi się błyskawic
(chyba nie usłyszał moich krzyków w huku)
staliśmy na rozgrzanym bruku na baczność
niczym drętwe i samotne kikuty kominów
póki nam żal nie dogasł w zaciśniętych krtaniach
póki na płotach garnki nie przestały jęczeć
nie płacz po kotku, pewnie będzie drugi
znajdzie czyjeś rączki chętne do tulenia
przychodzić tu teraz będą wciąż inni i inni
sadzić młode wiśnie w wystygłym popiele
strzelały wysoko w niebo pestki oczu lalek
ze skwierczącego miąższu opuszczonych łóżek
frunęło pierze poduszek niczym suche liście
wołałam: Jahwe, Jahwe! Uratuj choć kotka!
przyszła straszna burza ubrana na czarno
kotek ma na imię Mruczuś, boi się błyskawic
(chyba nie usłyszał moich krzyków w huku)
staliśmy na rozgrzanym bruku na baczność
niczym drętwe i samotne kikuty kominów
póki nam żal nie dogasł w zaciśniętych krtaniach
póki na płotach garnki nie przestały jęczeć
nie płacz po kotku, pewnie będzie drugi
znajdzie czyjeś rączki chętne do tulenia
przychodzić tu teraz będą wciąż inni i inni
sadzić młode wiśnie w wystygłym popiele