Muszę się Wam do
czegoś przyznać. Nie lubię bibliotek. Wprost nie znoszę. Jeżeli
już muszę tam wejść, to z reguły wiem dużo wcześniej czego
szukam, podaję hasło pani bibliotekarce, biorę co chciałam i w
nogi. Nie mam tego od zawsze. Kiedyś jako mała dziewczynka biłam
rekordy czytelnicze w mojej miejskiej bibliotece. Kiedy się to
skończyło? Kiedy wpadła mi w ręce pewna dziwnie pachnąca
książka. Bo trzeba wam wiedzieć, że jestem posiadaczką pewnego
czytelniczego zboczenia, a mianowicie lubię wąchać książki.
Przyznajcie się, wielu z Was pewnie też to ma. Widzę Was jak
wchodzicie do księgarni, bierzecie w ręce książkę, której
szukaliście, przewracacie kilka kartek, łowicie wzrokiem kilka
tytułów rozdziałów, kilka ilustracji a potem rozglądacie się
nerwowo wokół, upewniacie się, że w pobliżu nikogo nie ma i...
nos w księgę. Czyż jest coś przyjemniejszego niż zapach świeżej drukarskiej farby? Mój przyjaciel powiedziałby zapewne, że zapach benzyny, ale z gustami się nie dyskutuje, a szczególnie z gustami dwumetrowych osiłków z kwadratową szczęką.
nos w księgę. Czyż jest coś przyjemniejszego niż zapach świeżej drukarskiej farby? Mój przyjaciel powiedziałby zapewne, że zapach benzyny, ale z gustami się nie dyskutuje, a szczególnie z gustami dwumetrowych osiłków z kwadratową szczęką.
Podobno zmysł węchu
to najsilniejszy ze wszystkich zmysłów, zapamiętany zapach potrafi
nas przenieść lata wstecz, do najwcześniejszych chwil dzieciństwa.
Niektórzy twierdzą np. że męskie zainteresowanie piersiami kobiet
wynika z zapamiętania zapachu piersi matki i uczucia błogości z
tym związanego ( pomijając tych których karmiono wyłącznie
butlą). Jest w tym jakaś prawidłowość. Mi od wczesnych lat
dzieciństwa towarzyszyły książki. Pamiętam nawet książeczki,
które w szpitalu w wieku lat 3 przeglądałam ucząc się czytać.
Niewiarygodne prawda? Dlaczego więc nie lubię bibliotek? Książki
w nich pachną kurzem, a mi od kurzu kręci w nosie. Poza tym nie
lubię dotykać książek, które wcześniej były dotykane przez
tysiące osób, a nie daj Boże ktoś ślinił jeszcze palce przy
wertowaniu kartek. Blehhhh! Ale księgarnie... księgarnie to
zupełnie inna sprawa. Książki nowiutkie, czasami w folii,
nietknięte niemal przez nikogo. No i ten zapach... Czujecie?
Kupuję
książki nieregularnie, próbowałam też audiobooków i e-booków,
ale to nie to. Nic nie zastąpi wieczorową porą papierowej książki
pachnącej wszystkimi zapachami błogości i przenoszącej w
coraz to inne rejony świadomości z każdą przewróconą kartką. Ten zapach i to spotkanie z książką to swojego rodzaju intymna schadzka, bardzo prywatne ale i intensywne uczucie i doznanie, żeby nie powiedzieć fetysz.
Myślicie, ze
przywiązuję się do książek? Że mam w domu półki uginające
się pod ich ciężarem? Otóż nie. Owszem mam kilka pozycji do
których wracam i będę wracać i w życiu nikomu bym ich nie
pożyczyła, zwłaszcza książki, które dostałam w prezencie, albo poezję, ale
z reguły moje książki są jak „puchar przechodni”, zmieniają
swoich właścicieli. Tak np. poszła w świat moja „Zbrodnia i
kara”, nie śmiałam się o nią upominać, a wiem że przeczytało
ją kilka osób i to mnie cieszy najbardziej. Tak samo rzecz ma się
z albumami, które swojego czasu gromadziłam namiętnie, z czasem
zaczęłam się ich pozbywać, żeby zachwycały inne oczy. Lubię
dawać je w prezencie. Zostawiłam sobie dwa albumy z prerafaelitami, kilka z malarstwem z różnych epok,
jeden z Indianami Ameryki Północnej, album o Jarocinie i kilka
przyrodniczych. Reszta poszła w świat. Może to i lepiej, mam mniej
odkurzania przed świętami i mniej pakowania podczas licznych
przeprowadzek.
Inną sprawą staje
się mój coraz bardziej osiadły tryb życia i image jakim powinna
się wyróżniać poetka. Może jednak zacznę zapełniać półki w
swoim domu, jak już przestanę koczować w salonie i znajdę kasę
na zbudowanie ścianki działowej, która odgrodzi moją prywatność
od reszty świata. Wtedy będę mogła zamykać się na klucz z tym
wszystkim co kocham, książkami ich zapachem i słowami, które na
spokojnie trzeba czasem poukładać na odpowiednich półkach.
A dziś moi Drodzy... dziś mam randkę. Z Pilchem i jego demonami. Miłego sobotniego wieczoru życzę.