Wszystkie prawa zastrzeżone. Wiersze nie mogą być wykorzystywane i powielane bez zgody autora.
(Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83 z późn. zm.)

sobota, 13 września 2014

Olej to – czyli bajka o grodzie, w którym Pierdoły płaciły za wodę



   Za górami, za lasami, między czterema cmentarzami, na obrzeżach starej puszczy przy krajowej dziewiętnastce, stał gród. Piękny, bogaty, a mieszkańcy w nim szczęśliwi i zadowoleni ze wszystkiego... prawie, najbardziej zadowoleni byli jednak ci co mieli służyć plebsowi. Podobno bogactwo grodu było przeogromne, a mieszkające na obrzeżach grodu „babki” gadały, że Włodarz w Ratuszu pod biurkiem trzyma kurkę złotopiórkę i kiedy tylko w grodzie zaczyna czego brakować, on z doradcami tą kurkę „szczyp” i z kupra złote piórko skubał a skrybie w księgach zanotować kazał i obwieścić w trybie pilnym. Ale opowieści „babek” między bajki można było włożyć, bo gród bogactwem stał z powodu zwykłej wody.
    Miasto gęsto usiane było wszelkiego rodzaju akweduktami, kanałami, w których jak w strumieniu wartkim i zdrowym, płynęła źródlana woda. Korzystali z niej wszyscy mieszkańcy, także ci co zamieszkiwali poza murami grodu. Żeby było sprawiedliwie, każdy z mieszkańców musiał założyć w domostwie urządzenie do pomiaru zużycia tego dobra i miał obowiązek za to dobro wnosić do Ratusza skromną opłatę. Mieszczanie taplali się w wodzie, a wysłannik Włodarza sprawdzał ile i za ile. I tak w świetle prawa i sprawiedliwie zamożni i biedni płacili za wodę wszyscy bez wyjątku bez względu na to czy taplały się w niej świnie, czy kąpały nadobne panny. Tak było na początku...
    Nie wiedzieć czemu i pewnie najstarsi mieszkańcy grodu nie pamiętają, jak to się stało, że wysłannik Włodarza przestał nagle zaglądać do domostw. Na mieszkańców padł blady strach. Podszeptywano w zaułkach, że trzeba będzie pewnie odkopać stare studnie, bo wody z Ratusza może zabraknąć. Bardziej zapobiegliwi wykupywali w kramikach przy Rynku wodę w dzbanach i magazynowali w piwniczkach z winem. Ktoś krzyknął w kościele po mszy „Będzie wojna!!!”
   Ratusz postanowił zapobiegać zbiorowej panice. Wysłano do wszystkich domostw, listy z informacją, że wojny nie będzie, wody nie zabraknie i że teraz o ilość zużytej w domostwach wody trzeba będzie informować Ratusz osobiście. Mówiono w miasteczku, ze Włodarz to mądry człowiek, chwalono, że kocha swoich poddanym, których obdarzył tak wielkim zaufaniem.
    Szybko mieszkańcy zauważyli, że jak się nie poinformuje Ratusza o ilości zużytej wody, to Ratusz nie nakazuje za nią zapłacić. I zaczęło się. Najpopularniejszym powiedzeniem stało się „Olej to” W podwórzach domostw rosły jak grzyby po deszczu baseny, trawniki i pastwiska rosiły się o różnych porach dnia, damy zażywały kąpieli po każdym posiłku. O Włodarzu mówiono „Święty człowiek”, a o grodzie krążyły legendy (nawet w gminie w której nie płacono podatków), że jest tak bogaty, że wodę nawet w czasie suszy można czerpać hektolitrami i to za darmo.
    Jak to zazwyczaj bywa w miasteczkach, znalazło się i tu kilku uczciwych mieszczan, przeważnie staruszków, w dalszym ciągu zgłaszających się do Ratusza ze spisem zużytych przez nich litrów wody i uczciwie za tę wodę płacących. Ale w kasie Ratusza pieniędzy ubywało. Podnoszono więc raz po raz opłaty za wodę, a uczciwi mieszkańcy płacili nakazane kwoty, kiedy ich cwani sąsiedzi przy pomocy strażackich węży napełniali coraz to większe baseny.
    Uczciwych ubywało, zwłaszcza gdy wyszło na jaw, że sami podwładni Włodarza zaprzestali płacenia za wodę i było na to włodarzowe i społeczne przyzwolenie. Z uczciwie płacących śmiano się w głos i nazwano ich „Pierdołami”. Z czasem kasa Ratusza zaczęła świecić pustkami, zwanych „Pierdołami” też było jak na lekarstwo. Gród podupadł, rozkradano wszystko co się dało. W noc wigilijną skradziono nawet z Rynku przed Ratuszem zabytkowy skuty lodem bruk. Mieszkańcom nie brakowało wody, ale z powodu braku funduszy zabrakło policji, szkół, kultury, zniknęły sklepiki i uśmiechy z twarzy mieszkańców. Zniknął i Włodarz, podobno widziano go jak pod osłoną nocy uciekał z grodu na swoim siwym rumaku. Nad ranem we mgle po Rynku bez bruku przechadzały się wygłodniałe psy, a w parku na ławeczce siedziała staruszka nucąca pod nosem „Miłość ci wszystko wybaczy”, przed którą na chodniku leżał beret z antenką i kawał tektury z koślawym napisem: „Jestem Pierdoła, zbieram na wodę”

Sztab wojsk pancernych

wojna. w telewizji wojna w kolejce pod kioskiem wojna w kościele wojna na przystanku wojna mam zimne ręce, zimne serce patrzę pod nogi wojna...