Codziennie
budzę się z niedosytem, ze ssaniem gdzieś między przeponą a
górnym odcinkiem mostka. Koję to uczucie przykładając wyjętą
spod flanelowej pościeli dłoń.
Czuję na cienkiej skórze nadgarstka arytmiczne drgania, nie do
opanowania. Zanim otworzę oczy i zanim wytrąci mnie z nieistnienia
dźwięk budzika, uświadamiam sobie, że świat przecież toczy się
beze mnie, i na nic całe moje nocne wołania do papieru. Wczoraj
znowu wykrzyczałam milczenie. Wrzuciłam w ocean butelkę z
samotnością i treścią żołądka. Pewnie
znowu roztrzaska się o skaliste nabrzeża czyjejś
obojętności. Wmawiam sobie, że tak trzeba, że to konieczność,
która w
końcu wymusi jakiś ruch
dopóki jeszcze cokolwiek da się poruszyć...
Wszystkie prawa zastrzeżone. Wiersze nie mogą być wykorzystywane i powielane bez zgody autora.
(Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83 z późn. zm.)
(Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83 z późn. zm.)
wtorek, 25 lutego 2014
Sztab wojsk pancernych
wojna. w telewizji wojna w kolejce pod kioskiem wojna w kościele wojna na przystanku wojna mam zimne ręce, zimne serce patrzę pod nogi wojna...
-
choćbyście byli dobrze ukryci w trawie i kwieciu za osiedlowym boiskiem przedrze się, wyprostuje wam drogi i wyrówna pagórki głos wołające...
-
mimo piątku znowu nie pójdziemy na wódkę do kina, do łóżka połączymy się online i będziesz wpatrywał się we mnie jak w zdjęcie z Marsa