Wszystkie prawa zastrzeżone. Wiersze nie mogą być wykorzystywane i powielane bez zgody autora.
(Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83 z późn. zm.)

sobota, 15 sierpnia 2015

Gdzie przepadłam - czyli jak "Okularnik" uwięził mnie w puszczy



     Nie jestem fanką kryminałów, choć nie ukrywam, że kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt tego typu pozycji przeczytałam. Nigdy jednak nie pociągało mnie rozwiązywanie zagadek, ani też nie trzymało w napięciu czytanie historii o znalezionych ciałach, bryzgającej na ściany krwi i szukaniu mordercy, choć w mojej własnej „pisarskiej” karierze udało mi się nawet wygrać konkurs z kryminałem w tle.
     Książka, o której chcę napisać, tylko z pozoru jest kryminałem. Autorka Katarzyna Bonda została okrzyknięta mistrzynią polskiego kryminału, a owa książka jest kontynuacją bestsellerowej pozycji „Pochłaniacz” o niezmiernie utalentowanej profilerce Saszy Załuskiej.
     Nosiłam się z kupieniem tej pozycji głównie ze względu na autorkę właśnie, pochodzącą z Hajnówki oraz ze względu na fabułę osadzoną w jej rodzinnym mieście. Innymi słowy, do kupna skłaniał mnie bardziej lokalny patriotyzm niż rodzaj powieści.
     Długo się jednak wahałam, przeglądając newslettery wydawnictw. Latem szczególnie, w dobrej cenie można dostać wiele książek, w których można się zatopić bez opamiętania. Rekomendacja Doroty Sokołowskiej z Polskiego Radia Białystok, przekonała mnie ostatecznie do sięgnięcia po tę pozycję.
     Okazało się ku mojej wielkiej uciesze, że książka „Okularnik” wcale nie jest typowym kryminałem. Bo cóż to za kryminał gdzie „nie ma ciała i nie ma zbrodni”. Fabuła jednak skutecznie wytrąciła mnie z życia towarzyskiego na kilka dobrych dni i nocy.
Katarzyna Bonda umieściła akcję swojej powieści w Hajnówce i okolicznych wsiach. Pewnie to dlatego tak mnie wciągnęło. Znam te miejsca, nazwy, nawet nazwiska brzmiały wyjątkowo znajomo. Do tego wiele zdarzeń opisanych w powieści nie jest mi obcych. Do tego bohaterowie ( a jest ich wielu) mówią „po swojemu”. Poczułam się jak u siebie wchodząc w świat ułożony w wyobraźni autorki. Świat szeptunek, domowych wędlin, zapachu tartaku, puszczy i ludowych przyśpiewek. W książce wspomniano także o Basowiszczy, zespole R.F Braha, Sokracie Janowiczu i wielu innych miejscowych atrakcjach i ludziach. W tym wszystkim wielka tajemnica, która łączy bohaterów na śmierć i życie.
     Los profilerki Saszy został wplątany w historyczne i bieżące dzieje Podlasia. Od razu widać, że autorka dobrze się przygotowała do napisania powieści. Przetrząsnęła archiwa IPN-u, zasięgnęła języka u miejscowych, z całą pewnością w małym paluszku ma topografię puszczy i niekiedy haniebną historię okolic. Wielowątkowość powieści wyjątkowo została połączona w zgrabną całość. Jedna opowieść wywołała we mnie szczególne emocje. Losy Katarzyny. Było w tym coś naprawdę tkliwego, bliskiego, bardzo emocjonalnego, momentami wyciskającego łzy. Jak się później dowiedziałam czytając posłowie, była to historia babci samej autorki. Stąd te emocje, doskonale przekazane w tekście. Czuje się je niemal podskórnie.
     Nie będę Wam pisać więcej o tej książce. Jedno wiem na pewno, po lekturze „Okularnika”, kiszonej kapusty jeszcze długo nie wezmę do ust. Dlaczego? Dowiedzcie się sami.  To pozycja obowiązkowa do poczytania w tym roku. Jak trzeba, pożyczę swój cenny egzemplarz.


Sztab wojsk pancernych

wojna. w telewizji wojna w kolejce pod kioskiem wojna w kościele wojna na przystanku wojna mam zimne ręce, zimne serce patrzę pod nogi wojna...