Nie jestem fanką
kryminałów, choć nie ukrywam, że kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt tego
typu pozycji przeczytałam. Nigdy jednak nie pociągało mnie rozwiązywanie
zagadek, ani też nie trzymało w napięciu czytanie historii o znalezionych
ciałach, bryzgającej na ściany krwi i szukaniu mordercy, choć w mojej własnej „pisarskiej”
karierze udało mi się nawet wygrać konkurs z kryminałem w tle.
Książka, o
której chcę napisać, tylko z pozoru jest kryminałem. Autorka Katarzyna Bonda została
okrzyknięta mistrzynią polskiego kryminału, a owa książka jest kontynuacją
bestsellerowej pozycji „Pochłaniacz” o niezmiernie utalentowanej profilerce
Saszy Załuskiej.
Nosiłam się z
kupieniem tej pozycji głównie ze względu na autorkę właśnie, pochodzącą z
Hajnówki oraz ze względu na fabułę osadzoną w jej rodzinnym mieście. Innymi
słowy, do kupna skłaniał mnie bardziej lokalny patriotyzm niż rodzaj powieści.
Długo się jednak
wahałam, przeglądając newslettery wydawnictw. Latem szczególnie, w dobrej cenie
można dostać wiele książek, w których można się zatopić bez opamiętania. Rekomendacja
Doroty Sokołowskiej z Polskiego Radia Białystok, przekonała mnie ostatecznie do
sięgnięcia po tę pozycję.
Okazało się ku
mojej wielkiej uciesze, że książka „Okularnik” wcale nie jest typowym
kryminałem. Bo cóż to za kryminał gdzie „nie ma ciała i nie ma zbrodni”. Fabuła
jednak skutecznie wytrąciła mnie z życia towarzyskiego na kilka dobrych dni i
nocy.
Katarzyna Bonda
umieściła akcję swojej powieści w Hajnówce i okolicznych wsiach. Pewnie
to dlatego tak mnie wciągnęło. Znam te miejsca, nazwy, nawet nazwiska brzmiały
wyjątkowo znajomo. Do tego wiele zdarzeń opisanych w powieści nie jest mi
obcych. Do tego bohaterowie ( a jest ich wielu) mówią „po swojemu”. Poczułam
się jak u siebie wchodząc w świat ułożony w wyobraźni autorki. Świat szeptunek,
domowych wędlin, zapachu tartaku, puszczy i ludowych przyśpiewek. W książce wspomniano
także o Basowiszczy, zespole R.F Braha, Sokracie Janowiczu i wielu innych
miejscowych atrakcjach i ludziach. W tym wszystkim wielka tajemnica, która
łączy bohaterów na śmierć i życie.
Los profilerki
Saszy został wplątany w historyczne i bieżące dzieje Podlasia. Od razu widać,
że autorka dobrze się przygotowała do napisania powieści. Przetrząsnęła archiwa
IPN-u, zasięgnęła języka u miejscowych, z całą pewnością w małym paluszku ma
topografię puszczy i niekiedy haniebną historię okolic. Wielowątkowość powieści
wyjątkowo została połączona w zgrabną całość. Jedna opowieść wywołała we mnie
szczególne emocje. Losy Katarzyny. Było w tym coś naprawdę tkliwego, bliskiego,
bardzo emocjonalnego, momentami wyciskającego łzy. Jak się później dowiedziałam
czytając posłowie, była to historia babci samej autorki. Stąd te emocje,
doskonale przekazane w tekście. Czuje się je niemal podskórnie.
Nie będę Wam
pisać więcej o tej książce. Jedno wiem na pewno, po lekturze „Okularnika”,
kiszonej kapusty jeszcze długo nie wezmę do ust. Dlaczego? Dowiedzcie się sami.
To pozycja obowiązkowa do poczytania w
tym roku. Jak trzeba, pożyczę swój cenny egzemplarz.