miasteczko latem wygasa
jak porzucona miłość
nawet Rynek wieczorem
ledwie się tli
niedopałkiem papierosa
trochę zgiełku panuje
pod budką z lodami
drwalom po brodach
płyną kosmate śmietankowe
myśli
rozczochrane surfinie
pełzają purpurą po betonowych
bryłach
wydłużając cienie
o włos do ciemności
wieczór wylizuje czasoprzestrzeń
z ran po przejściu burzy
kontempluje fluorescencję
drogowych znaków
trumny autobusów
kołyszą się wjeżdżając
w ramiona przystanków
głoszą hasła
droga dla wszystkich
pętla dla wybranych
a mi się czasem
marzy zwykłe życie