Dzieci mi rosną Panie Antoni
Przestały się czepiać spódnicy
Jak małpki
Całus już tylko ukradkiem
I nawet nie wtedy, gdy boli kolano
Życie porasta bliznami zbyt często
Mówił Pan, żeby kochać szybciej
Niż jeżdżą rowerem
Żeby łapać skowronki uśmiechów co rano
Zanim się rysy wyostrzą
Na perkatych noskach
Nim w tęczówkach oczu
Odłoży się szarość
Panie Antoni...
Wstaję coraz wcześniej
I co dzień się spóźniam
Tak samo